Na moją pierwszą wycieczkę kulinarną A i K zabrali mnie do niewielkiej restauracji przy Nowym Świecie - Czarno na Białym (ul. Nowy Świat 35)
Nie pamiętam co było tutaj przed otworzeniem tego miejsca (pewnie jakieś rzemiosło), ale kiedy rozpoczął się remont A i K bardzo czekali na nową winiarnię - hasła na zaklejonej witrynie mówiły same za siebie.
Za pierwszym razem, kiedy A i K byli w Czarno na Białym zdziwił ich więc niewielki wybór win, jak na winiarnię. Obsługa zarzekała się, że to początki działalności i ma się to wkrótce zmienić. Zamówili jednak parę dań z karty i zasmakowało im na tyle, żeby wrócić tu ze mną dwa tygodnie później. Oczywiście ja - Dzikuś od progu podbiłem serca obsługi. Dostałem swoje siedzenie i zestaw sztućców, a jak!
Jako poczekajkę dostaliśmy prażone migdały w soli oraz pieczone oliwki ze skórką pomarańczową. Pierwszy raz jadłem takie oliwki, ale coś mi się zdaje, że A ma w planach rozpracować przepis i wprowadzić je do naszego menu imprezowego.
Kolację rozpoczęliśmy od kumpiaka z półgęskiem oraz gruszki zapiekanej z serem pleśniowym. Szefowa specjalnie dla mnie zaordynowała też dodatkową porcyjkę carpaccio ze słoniny.
Wędliny były pokrojone bardzo cieniuteńko i rewelacyjnie podane, między innymi ze świeżymi liśćmi botwinki oraz z trzema kropelkami nie zwykłego sosu balsamicznego, ale jakiegoś wędzonego. Kumpiak, czyli rodzaj podlaskiej dojrzewającej szynki był bardziej zdecydowany w smaku, mocno ziołowy. Półgęsek też był całkiem smaczny, ale mniej wyrazisty. Słonina, pokrojona w przezroczyste plastereczki miała smaku zdecydowanie najmniej. Za to waniliowa gruszka z delikatnym serem rozpływała się w ryjku.
Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, domówiliśmy jeszcze plasterki kaczki w sosie pomarańczowo-sojowym oraz placki z serem korycińskim, topinamburem i burakami. Sam placek był przyzwoity, ale bez ekscesów (w sumie to czego można wymagać od placka). Farsz może w całości troszkę przekombinowany, ale połączenie topinamburu z zielonymi oliwkami - pierwsza klasa! Biorąc pod uwagę doświadczenia z pozostałymi daniami kaczka była najbardziej "standardowa" z całego zestawu. Chociaż chętnie zamieniłbym proporcjami kaczkę (której było mało) i pomarańcze (których było dużo).
Podczas poprzedniej ich wizyty w Czarno na Białym A zamówiła - nietrudno zgadnąć - sakiewki z ciasta filo z kozim serem i burakami, natomiast K zamówił sałatkę z polędwicy wołowej. Zgodnie z ich relacją sakiewki były całkiem przyzwoite, jednak znajdujące się w nich buraki chyba cały smak oddały sosowi w którym się gotowały, i z którego redukcja towarzyszyła daniu. I to właśnie ta obłędna wręcz w smaku redukcja nadawała smaczku tej pozycji. Całości dopełniała sałata polana czymś w rodzaju orzeszkowego sosu do satayów. Polędwica natomiast pozostaje ulubionym daniem K z tutejszej karty (chociaż od czasu tamtej wizyty towarzyszące jej oscypki wymieniono na kozi ser - chyba słusznie, choć spodziewamy się że to nie koniec zmian w tym daniu:)).
Jesteśmy wszyscy troje fanami pana Kucharza, który ze skupieniem i namaszczeniem przygotowuje te wszystkie przysmaki w tak mikroskopijnej kuchni. Ale przy poprzedniej wizycie obiecał że zniknie z niej oliwa truflowa i na jej miejsce pojawi się olej rydzowy. Wczoraj oliwa truflowa stała jeszcze dumnie na bufecie - sprawdzimy to znowu przy kolejnej wizycie. A wrócimy na pewno! Bo pomimo iż zarządzający knajpą jeszcze chyba nie mogą się zdecydować co ma być motywem przewodnim menu (Polska, Litwa, Włochy?) to wychodzi z tego całkiem intrygująca i oryginalna kuchnia fusion w najlepszym wydaniu!
Wciąż czekamy też na rozwój sekcji winiarskiej - wczorajsze Primitivo Salento zniknęło tak samo szybko z naszych kieliszków jak i z naszej pamięci.
Nie próbowaliśmy też jeszcze tutejszych deserów - wczorajszy wieczór słodko zakończyliśmy w domu, ale o tym już w kolejnym poście :)
Postscriptum - Przemyślenia A:
Żarcie jest pyszne. Kucharz natchniony. Wystrój przyjemny. Ale dostaję psychicznej alergii na widok psa w restauracji.
Niestety przemiła Pani Właścicielka pilnuje interesu uzbrojona w pudla. A pudli nie znoszę chyba najbardziej ze wszystkich psów. I cały czas mam poczucie, że zaraz znajdę na swoim talerzu sierść.
Ale to dla mnie jedyny słaby punkt lokalu. Psa do piekarnika i po kłopocie :)
Postscriptum - Dzikuś:
Absolutnie protestuję przeciwko wkładaniu domowych czworonogów do piekarnika!




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz